Mężczyzna podejrzany jest o to, że w ubiegłym roku razem z trzema wspólnikami – mieszkańcami okolic stolicy ukradł 36 samochodów. Ich łupem padały polonezy, lanosy i tico. Ginęły one głównie na Podlasiu (m.in. w Białymstoku, Grajewie, Kolnie i Siemiatyczach), ale również na terenie woj. Warmińsko-Mazurskiego i Mazowieckiego. Szajka została rozbita we wrześniu. Wówczas do aresztu trafili wspólnicy mężczyzny, on natomiast ukrywając się przebywał dotąd na wolności. Wpadł we wtorek rano, gdy z dziewczyną jednego z wcześniej zatrzymanych kolegów przyjechał do Białegostoku na tzw. widzenie. Policjanci osaczyli go na ul. Suraskiej, gdy wychodził z samochodu. Zaskoczony nie stawiał oporu. Sąd Rejonowy w Białymstoku zdecydował, że najbliższe 3 miesiące spędzi w areszcie. Grozi mu od 3 do 8 lat więzienia Policjanci z Komendy Miejskiej Policji Białymstoku, którzy prowadzą postępowanie w tej sprawie z pewnością wyjaśnią, gdzie trafiały skradzione auta i kto był ich odbiorcą.

Rzecznik prasowy KWP